sobota, 28 kwietnia 2012

Pokolenie niestraconej szansy...

Kilka przemyśleń... Dorastałęm w momencie gdy Polska przechodziła przez jedną z największych transformacji w swojej historii. Nie pamiętam SB, ZOMO, UB oraz innych służb państwowego aparatu represji. W ogóle bardzo mało pamiętam z poprzedniego ustroju, co nie znaczy, że nie mam świadomości iż poprzedni system był wymierzony przeciw społeczeństwu i działał pod dyktando decydentów ulokowanych poza naszą wschodnią granicą. Gdzieś głeboko w mej pamięci mogę doszukać się obrazków z pierwszych wolnych wyborów w Polsce, rozmów rodziców na jakieś ważne polityczne tematy. Jesteśmy dwadzieścia kilka lat później. Świat nie stał w tym czasie w miejscu i bardzo wiele się wydarzyło. W dorosły świat wkroczyło moje pokolenie - ludzi, którzy dorastali w wolnej Polsce, ludzi którym wolno mówić to co myślą, wolno wybierać. Dorastaliśmy bez strachu, że to co powiemy zostanie wykorzystane przeciwko nam. Wolność jest dla nas czymś tożsamym z istnieniem w ogóle. Jest jednym z elementów składowych egzystencji. "Wolność - kocham i rozumiem, wolności oddać nie umiem" śpiewał swego czasu zespół Chłopcy Z Placu Broni... Jakiś czas temu natknąłem się na artykuł na temat tego pokolenia. Autor pisał w nim m.in. że pokolenie to "jedzie bocznym torem" wobec m.in. bieżących problemów politycznych. A znaczy to mniej więcej tyle, że nie przykłada zbyt wielkiej wagi do tego co dzieje się w polityce. Dlaczego? Ano dlatego, że być może nie czujemy, że mamy jakikolwiek wpływ na kształtowanie czegokolwiek mimo szczerych chęci. Politycy dopuszczają nas do wyborów raz na 4 lub 5 lat i na tym kończy się nasza rola. Reszta powinna być zostawiona dla wybrańców narodu (skoro już są wybrani to wg nich powinni podejmować oni wszelkie ważne decyzje). Debata publiczna jest dziś zdominowana przez niepotrafiących zachować się chamów obrzucających się bluzgami od prawa do lewa. Skutecznie obrzydzają oni chęć do włączenia się do rozmowy. Śmiem twierdzić że nasza klasa polityczna to chyba najbardziej niekulturalne towarzystwo w kraju. Szczuje się każdego na wszystkich. A tymczasem My żyjemy sobie z boku, tworzymy swoją własną rzeczywistość, w której potrafimy rozmawiać z ludźmi reprezentującymi poglądy zupełnie różne od tych, które wyznajemy. Mam kumpla z którym w przeszłości wiecznie się sprzeczałem w kwestiach światopoglądowych, aczkolwiek były to sprzeczki konstruktywne, ponieważ używaliśmy argumentów, nie epitetów (w przeciwieństwie do włodarzy naszego kraju). Potrafiliśmy też zaakceptować niektóre argumenty przeciwnika, a co najważniejsze potrafiliśmy też zrozumieć punkt widzenie iterlekutora. Chęć zrozumienia to moim zdaniem coś czego kompletnie nie istnieje w Polskiej polityce. Kolejną sprawą jest fakt, że często w polskiej polityce górę biorą problemy historyczne nad problemami bieżącymi. Uwagę zajmuje rozprawianie się z ludźmi, którzy w poprzednim systemie robili rzeczy, których robić nie powinni. Doszukujemy się ran, które się nie zabliźniły, by je rozdrapywać jeszcze bardziej. Z całym szacunkiem dla historii żyjemy w teraźniejszości. Historia powinna być pomocna w wyciąganiu wniosków ze zdarzeń, które minęły a nie determinować nasze działania względem teraźniejszości. Wyciąganie jakichś historycznych podziałów nie służy nikomu i jest skrajnym populizmem. To, że kogoś dziadek był np. w Wermachcie nie powinno wg mnie w żadem sposób wpływać na moje relacje z tą osobą, gdyż w taki sposób możemy doszukać się pewnie czegoś przeciwko każdemu (no chyba, że jest to docelowym zamiarem). Skoncetrujmy się zatem na przyszłości a historia niechaj uczy nas wyciągania wniosków... Przyjrzałem się temu pokoleniu ostatnio z bliska. Jest X który prowadzi swój mały biznes. Jest ciężko, ale cieszy się, że nikt na niego nie musi wrzeszczeć, bo nie wyrabia norm, jest Y, który co prawda zapieprza w fabryce, ale cieszy się, że udało mu się wziąć kredyt na budowę. Mówił, że wiele rzeczy potrafi sam zrobić, to może go taniej wyjdzie. Ktoś wyjechał za granicę. Mówił, że finansowo jest lepiej, ale tęskni do kraju. Chciałby kiedyś wrócić. Z kolei pani A pracuje w administracji i podczas rozmowy powiedziała mi, że próbuje pracować w innej mentalności niż jej starsi koledzy. Nie odsyła petentów z kwitkiem a stara się do każdego podejść z zainteresowaniem. Przyjrzałem się temu pokoleniu i stwierdziłem, że jak na warunki to i tak nieźle dajemy sobie radę. Jesteśmy ludźmi bez kompleksów i chcemy się rozwijać. A gdy my będziemy się rozwijać to i kraj będzie. Powinniśmy zatem mieć szansę na jeszcze więcej, by móc rozwijać swoje możliwości. Gdy dzisiejszy kwiat polskiej polityki osiągnie swój emerytalny wiek, być może to zrozumie. Oby nie było wtedy za poźno. xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chwile

Dochodzimy czasem do momentu zwrotnego. Gdzie on się znajduje wie każdy nas. Nagle pewnego dnia w wysokie tony naszego jestestwa uderzy świa...